Wielu ewangelicznych chrześcijan jest w obecnych czasach uspokajanych nową kuszącą wersją długotrwałego wypaczania Pisma Świętego tak, by pasowało ono do pewnych świeckich idei. Najbardziej wyróżniającym się propagatorem idei „progresywnego kreacjonizmu” jest dr Hugh Ross. Wykształcony jako astronom Ross prowadzi swoją własną aktywność religijną, która nosi tytuł „Powody by wierzyć” Ross ostro zaatakował wiele publikacji kreacjonistów młodej Ziemi.
Zwabieni obietnicami „zgodności z nauką”, wielu chrześcijan nie staje już w obronie tego, co Ross traktuje jako niemożliwy do utrzymania absurd (młody wiek Ziemi, na który wskazuje bezpośrednie odczytanie Biblii). Nie dostrzegają oni skierowanych przeciwko Ewangelii niebezpieczeństw tego kompromisu (np. akceptacji miliardów lat śmierci, rozlewu krwi i chorób przed Adamem).
Łatwo jest przeoczyć fakt, że naukowy i akademicki establishment ma taką samą pogardę dla większości poglądów Rossa (na przykład dla ciągłego stwarzania przez Boga istot coraz bardziej podobnych do człowieka przed ostatecznym stworzeniem tego ostatniego), jaką ma dla poglądów kreacjonistów młodej Ziemi, co sprawia, że obiecywana „zgodność z nauką” jest iluzją. W rzeczywistości jest tak, że wielu naukowców ateistów twierdzi, że żywi znacznie mniejszy szacunek dla pozycji kompromisowych. Naturalnie, przeciwnicy Ewangelii, widząc ciągle wzrastającą ewangeliczną efektywność instytucji kreacjonistycznych, z przyjemnością obserwują, że nauka ta jest podkopywana „wewnątrz samego obozu” ludzi wierzących.
Jedną z najpotężniejszych broni, których Ross używa w swoim ataku, jest twierdzenie, że Bóg musiał użyć miliardów lat, aby „stworzyć Wszechświat”. Ponieważ widzimy gwiazdy oddalone od nas miliardy lat świetlnych (rok świetlny jest to odległość, którą światło pokonuje w ciągu jednego roku), to – jak twierdzi Ross – musimy obecnie widzieć Wszechświat taki, jakim był miliardy lat temu.
Ross używa swoich naukowych wniosków w różnych dziedzinach, takich jak nadawanie sobie autorytetu do reinterpretowania Biblii. Jednak nowy przełom naukowy ukazuje niebezpieczeństwo używania omylnych wniosków przez nasze omylne umysły w kwestii, którą Bóg określił w tak jasny sposób. Nawet ateistyczni profesorowie języka hebrajskiego zgadzają się co do tego, że Biblia zawiera jasną wypowiedź o sześciu zwykłych dniach stworzenia młodego świata.
Fizyk dr Russell Humphreys na Międzynarodowej Konferencji Kreacjonistycznej (ICC) w Pittsburghu w 1994 roku wyjawił szczegóły swojej nowej kosmologii, która wydaje się rozwiązywać problem, jak światło od odległych gwiazd może do nas docierać w młodym wszechświecie, prezentując tym samym kreacjonistyczną alternatywę dla teorii „Wielkiego Wybuchu”. Alternatywa ta obejmuje te same obserwacje, których Ross i inni używają do podkreślenia, że „Wielki Wybuch” jest „udowodnionym faktem”. Teoria ta została poddana krytycznej analizie przez wykwalifikowanych ekspertów. Dr Ross, chociaż nie kształcił się specjalnie w zakresie kosmologii, został zaproszony do zrecenzowania tej pracy przed jej publikacją, ale odmówił wzięcia w tym udziału. Odmówił też uczestniczenia w radiowej debacie z dr Humphreysem w sprawie jego nowego modelu.
Wszystkie szczegóły wyjaśnione starannie na poziomie laika (razem z przedrukiem technicznego artykułu zaprezentowanego na ICC) zawarte zostały w świeżo opublikowanej książce pt. Starlight and Time (Światło gwiazd a czas). Brak miejsca nie pozwala, niestety, na pełne wyjaśnienie tej teorii tutaj, ale jej główne punkty można przedstawić następująco:
1. Kosmologia Humphreysa przyjmuje, podobnie jak teoria „Wielkiego Wybuchu”, że teoria grawitacji nazywana ogólnie relatywistyczną jest zasadniczo poprawna (z wyjątkiem pewnego towarzyszącego jej filozoficznego „bagażu”), ponieważ została wielokrotnie potwierdzona eksperymentalnie.
2. Teoria „Wielkiego Wybuchu” w rzeczywistości wynika z równań ogólnej teorii względności, ale jedynie wtedy, gdy przyjmie się pewien szczególny warunek początkowy, taki warunek, który – jak przyznają czołowi kosmologowie – jest całkowicie arbitralny i ideologiczny. Polega on na tym, że Wszechświat jest nieograniczony, a tym samym, że nie posiada brzegu i w rezultacie również punktu centralnego.
3. Kiedy zastąpimy to założenie przeciwnym (które choć przyjęte również arbitralnie, wydaje się być bardziej zgodne z biblijnymi założeniami), a mianowicie że Wszechświat jest skończony i ograniczony, wtedy te same wtedy te same równania (ogólnej teorii względności) dają zupełnie inny wynik.
4. W takim ograniczonym wszechświecie, jeśli tylko przyjmie się spostrzeżenie, że rozszerzał się on w czasie, kiedy Bóg rozpościerał niebiosa (jak twierdzi Pismo [np. Księga Izajasza 42:5], chociaż Humphreys nie postuluje żadnego niewielkiego punktu początkowego, jak czynią to zwolennicy teorii „Wielkiego Wybuchu”), eksperymentalnie udowodniony efekt dylatacji [wydłużania się] czasu rozwiązuje wspomniany problem dla biblijnego wierzącego oraz odsłania braki w twierdzeniach Rossa. Wyniki te pokazują bez „owijania w bawełnę czy urabiania danych, że nawet jeżeli cały Wszechświat został stworzony w czasie sześciu ziemskich dób, Adam mógł po tych sześciu dniach spoglądać na gwiazdy, które w rzeczywistości są oddalone od nas o wiele milionów lat świetlnych, oraz obserwować światło, które rzeczywiście opuściło te gwiazdy – wszystko bez konieczności zakładania zmiennej prędkości światła (c).
Wydaje się, że kosmologia Humphreysa udzieliła solidnej odpowiedzi na ten stary problem.
Co jednak powiemy, jeśli wierzący nie poznali jeszcze tej przełomowej koncepcji lub jeśli (mówiąc raczej hipotetycznie, ponieważ nowa koncepcja nie tylko nie została zrecenzowana, ale nie uzyskała nawet niechętnego uznania niektórych niechrześcijańskich relatywistów) okazałoby się, że istnieje jakiś zasadniczy błąd w tym nowym podejściu? Nadal nie będzie można twierdzić, że nie istnieje żadna informacja, jakiej jeszcze nie zdobyliśmy (w przeciwieństwie do Boga, który posiada całą wiedzę), która mogłyby w końcu wyjaśnić, dlaczego to nasze wnioski są omylne, a nie nauczanie nieomylnego Boga.
Jak mówi 1 List do Koryntian 8, 2: „Jeżeli ktoś mniema, że coś poznał, jeszcze nie poznał, jak należało poznać”.